25 maja, 2022
Fakty i mity na temat mieszkania w południowej Kalifornii
Marzy Wam się przeprowadzka do Kalifornii i zastanawiacie się, na ile obraz pokazywany w filmach i serialach jest zgodny z prawdą? Czy Wasz charakter będzie pasował do tutejszej rzeczywistości? A może Wasze upodobania zupełnie z nią nie współgrają? Pośpiech, czy spokój? Słońce, czy deszcz? Slow food, czy fast food? Hybrydy, czy muscle cars? Góry, czy ocean? Wschód, czy zachód? W stanie, który oferuje każdą a nawet więcej z tych opcji odpowiedź jest jasna: best coast is West Coast!
1. W Kalifornii samochód jest koniecznością.
Prawda. Bez własnego środka transportu nie jesteście w stanie zrobić praktycznie nic. Odległości w Kalifornii są olbrzymie, a komunikacja publiczna pomiędzy miastami i miasteczkami jest jak UFO. Ktoś podobno widział, ale nikt nie miał bezpośredniej styczności. Wyjątek: San Francisco. To miasto ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć autobusową i tramwajową.
2.W Kalifornii są największe korki w całych Stanach.
Prawda. Statystyki nie kłamią. Bezpośrednio nawiązując do punktu 1 – skoro bez samochodu nie ma życia, każdy w rodzinie ma samochód. Powoduje to olbrzymie korki, szczególnie w okolicy zjazdów/wjazdów na autostrady, w godzinach szczytu, lub przy wjeździe do miasta. W weekendy natomiast można spędzić pół godziny i wiecej na parkingach centrów handlowych, w okolicach plaż lub popularnych turystycznie miejsc, bezskutecznie poszukując wolnego miejsca (w okresie od czerwca do sierpnia nie raz zdażyło mi sie widziec kolejki samochodow czekających na wjazd na parking przy plaży ciągnące sie nawet na 2 mile). W bardzo popularnych miejscach opłaty za parking potrafią być bardzo wysokie. W samym Los Angeles spotkałam opłaty $70 i $100 za parking.
3. Po ulicach jeżdżą wyłącznie Toyoty Prius, inne hybrydy i samochody elektryczne.
Prawda. Oczywiście nie wszyscy jeżdżą tylko takimi samochodami, ale w wiekszości południową Kalifornię zdominowały samochody hybrydowe. Jest kilka powodów, dla których tak się stało. Po pierwsze, Kalifornijczycy mają dużą świadomość ekologiczną, a bycie eco jest teraz na topie. Po drugie, jak już wspominałam, odległości są tu ogromne (a ceny paliw rosną z dnia na dzien) i jeżdżąc hybrydą bardzo dużo oszczędza się na paliwie. Wreszcie, po trzecie, poruszanie się autem o niskiej emisji spalin uprawnia do korzystania z tzw. linii carpool, czyli uprzywilejowanego pasa jazdy, którym, mogą poruszać się samochody z dwoma lub więcej osobami w środku. Zazwyczaj pas ten jest znacznie mniej zatłoczony niż pozostałe pasy.
4. W Kalifornii wszystko musi być eco.
Prawda. Eco to słowo bardzo na czasie. Podobnie jak „organiczne”, „bez glutenu”, oraz „wegańskie”. Przykłada się tu dużą wagę do tego jak i ile się je. Jajka mają być „cage free”, najlepiej od kur „karmionych wyłącznie karmą wegetariańską”. Mleko i jego przetwory od krów nie karmionych hormonem wzrostu. Kalifornijczycy zwracają też dużą uwagę na odpowiednią ilość płynów, co nie dziwi, jeśli pamięta się o panujących tu przez większą część roku temperaturach. Warzywne smoothies, jogurty pitne, napoje nafaszerowane minerałami i przede wszystkim woda, woda i jeszcze raz woda! „Stay hydrated” to najczęściej słyszana przeze mnie rada w południowej Kalifornii.
5. Kalifornia oszalała na punkcie jarmużu, awokado, nasion chia, quinoa, jagód acai i goji.
Prawda. Awokado (i robione z niego guacamole) spożywa się tu w każdej możliwej postaci, ale nic nie przebije jarmużu, który jest już dostępny nawet jako chipsy.
6. Najpopularniejszą kuchnią jest kuchnia meksykańska.
Prawda. Nie hamburgery tylko taco, nie pizza, tylko tortilla i nie chipsy tylko nachos. Nie ketchup tylko salsa i guacamole. Ja osobiście uwielbiam prawdziwą, dobrze przyrządzoną kuchnię meksykańską. Polecam jej sprobować nie w dużych restauracjach (ale i nie w „fast-foodach” typu Taco Bell), ale albo z przydrożnego food trucka albo z małej meksykanskiej knajpki, na przykład na Olvera Street w centrum Los Angeles.
7. Większość Kalifornijczyków bardzo często jada poza domem.
Prawda. Jedzenie domowe prawie w ogóle nie isnieje, chyba że uznamy za takie pancakes jedzone na śniadanie (a i to glownie tylko w weekendy, gdyz w tygodniu nikt nie ma czasu na przygotowywanie na śniadanie czegokolwiek poza smoothie) i dania z mikrofali na kolację. Żeby dobrze jeść nie trzeba wydawać fortuny. W Kalifornii najlepsze jedzenie mozna czesto znalezc we wspomnianych w punkcie 6 food truckach. Wedlug wielu osob jedna z najlepszych knajpek jest In-N-Out. Znajdziecie tam kilka podstawowych rodzajów hamburgerów i frytki. Mimo to miejsce to uważane jest za kultowe. Jako wegetarianka nie jestem w stanie potwierdzić jego fenomenu, jednak fakt, ze jest to miejsce sławne w całej Ameryce, mowi samo za siebie. Do tej pory lokale In-N-Out znajdowały się tylko w Kalifornii. Ostatnio uczyniono wyjątek od tej reguły i otworzono knajpkę w Oregonie.
8. W Kalifornii nie ma pór roku.
Albo: są tylko dwie pory roku. Albo: jest tylko dzień i noc. Albo: w Kalifornii nigdy nie pada śnieg. I moje ulubione: w Kalifonii nigdy nie pada deszcz. Prawda, ale tylko na południowym wybrzeżu stanu. Tu, gdzie mieszkam, czyli w Orange County, właśnie tak to wygląda. Nie ma pór roku. Jest ciepło albo bardzo ciepło. Koniec. Ale pamiętajcie, że dużą część stanu zajmują góry Sierra Nevada, czyli Góry Śnieżne. Ta nazwa ma swoje uzasadnienie. Pamiętam jak w lipcu, w Yosemite National Park, ledwo znaleźliśmy wolny od śniegu kawałek ziemi, by rozbić namiot! W styczniu, wracając z Doliny Śmierci, utknęliśmy w śnieżycy na autostradzie. Kalifornia to bardzo duży stan, rozciągnięty z północy na zachód, ograniczony z jednej strony górami, a z drugiej obmywany zimnym prądem oceanicznym, co przekłada się na duże zróżnicowanie klimatyczne. Zimą, ze słonecznej plaży, możemy w 2 godziny dojechać na stoki narciarskie regionu Big Bear Mountain.
9. Wystarczy tydzień, żeby zobaczyć najciekawsze miejsca w Kalifornii.
Mit. Patrz punkt poprzedni. Kalifornia jest 3 razy większa od Polski. Czy najciekawsze miejsca w Polsce da się zobaczyć w tydzień? W tydzień to na upartego można przez te wszystkie miejsca przejechać. Ale jeśli już planujecie przejechać ten najpiękniejszy ze wszystkich stanów w 7 dni, przygotujcie się na to, że wiekszosc czasu spędzicie za kółkiem. Specjalnie dla Was pokusiłam się o obliczenie trasy pomiędzy absolutnymi „must see” (LA, SF, parki narodowe Yosemite, Sequoia, Doliny Śmierci i Joshua Tree). Wyszło mi 2400km.
10. Uśmiech to podstawa.
Prawda. I moim zdaniem jest to bardzo dobra zasada. Uśmiech zastępuje 1000 miłych słów, łagodzi napięcia, sprawia, że dzień jest lepszy. Co słychać? – w Stanach, na takie pytanie, które słyszymy 50 razy na dzień od wszystkich, od sprzedawcy, kolegi w pracy i obcej osoby mijanej na chodniku, odpowiadamy, że jest „dobrze” albo „w porzadku”, uśmiechamy się i faktycznie jakoś od razy robi się lepiej. No i czemu sie nie usmiechać, skoro 360 dni w roku panuje tu piekna pogoda, ludzie sa mili a okolice piekne?
11. Jak w piosence – „Nobody walks in LA”.
I prawda i fałsz. W Polsce w wiele miejsc mogłam dojść na piechotę. Do warzywniaka, po chleb, na pocztę czy do poradni. Kiedy pierwszy raz zamieszkaliśmy w Orange County okazało się, że wszędzie jest na tyle daleko, że nie da rady iść tam na piechotę. Tym bardziej, że często nie w ogole nie bylo chodnika. Spacerów „bez celu” faktycznie nikt tu nie uprawia. Ale wielu ludzi biega, uprawia hiking (mamy tu wiele świetnych tras biegnących brzegiem oceanu lub po otaczających miasta wzgórzach), jeździ na rowerze. Nie jest więc tak, że ulice są puste. Chociaż muszę przyznać, że centrum Los Angeles poza godzinami pracy wygląda na opuszczone, ale kto chciałby chodzic po centrum zanieczyszczonego miasta, kiedy tuż obok jest tyle świetnych tras spacerowych, choćby w Griffith Park.
12. Ludzie chodzą w piżamach do sklepu.
Trochę mit, trochę prawda. To znaczy widywałam w sklepach osoby w piżamach, ale bardzo, bardzo rzadko. Znacznie częściej takie, które wyprowadzały akurat psy lub wynosiły śmieci. Kalifornijczycy są znacznie mniej osądzający niż inne stany czy narodowosci, zas granica obciachu jest tu znacznie, znacznie wyżej. Brzydko mówiąc, nikt tu bez powodu nie spina tyłka. Kultywowany indywidualizm pozwala ludziom na znacznie większą swobodę. Jeśli miałabym określić jak tubylcy najczęściej się ubierają, to wskazałabym na strój sportowy. Dresy, leggingsy, joga pants, krotkie spodenki (czesto niezaleznie od pogody, zdazalo mi sie widzec ludzi w krotkich spdenkach i podkoszulku (i klapkach) przy zaledwie 10C. Ja trzeslam sie z zimna w dlugich spodniach i kurtce), adidasy, tenisówki i japonki królują na ulicach przez cały rok.
13. Życie jest tanie.
Największy mit. Każdy, kto pomieszkał tu choć przez trochę powie Wam, że tak nie jest. Prawda, żyje się łatwiej i przyjemniej, część rzeczy jest tańsza, np. markowa odzież (jesli chcecie doweidziec sie, gdzie tanio mozna kupic markowa odziez, zapraszamy na ten post). Jedzenie jest w podobnej cenie jak w Polsce. Ale największym waszym kosztem, po przeprowadzce do Stanów stanie się wynajem mieszkania. Zakładam, że jeśli przeprowadzacie się do USA, to waszym celem są duże miasta, jak LA, SF czy NYC, a nie urocze obszary wiejskie, powiedzmy Południowej Dakoty. A w dużych miastach czynsz pochłonie dużą część waszych zarobków (jeśli będą się one kształtowały na umiarkowanym poziomie). Przy najniższych zarobkach możecie zapomnieć o samodzielnym mieszkaniu. Będziecie musieli poszukać współlokatora.
14. Życie jest drogie.
Zdecydowanie tak. Zycie w Kalifornii jest dużo droższe niż w innych regionach kraju (poza Nowym Jorkiem). Ale, jak mówią tutejsi mieszkańcy, płacisz za styl życia. Za ponad 300 słonecznych dni w roku. Za bliskość gór i oceanu. Za cudowną roślinność. Za fantastycznych, uśmiechniętych i serdecznych ludzi. Za nieskończenie wiele możliwości spędzania wolnego czasu. Surfing i narty w ciągu jednego weekendu? Najlepsze restauracje wszystkich kuchni świata? Koncerty największych gwiazd, rozbudowany system pięknych dróg rowerowych i szlaków pieszych, premiery filmowe z udziałem aktorów, liczne outlety największych marek świata… Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać. Tak, w opłacie za najem mieszkania płacicie za niepowtarzalny styl życia.
15. Palenie marihuany jest legalne.
Tak. Kalifornia jako pierwszy stan wprowadzila calkowicie legalne palenie marichuany, bez koniecznosci posiadania odpowiedniego zaświadczenia lekarskiego. W praktyce wygląda to tak, że wszędzie czuć zioło.
16. Kalifornijczycy nie lubią się z Nowojorczykami.
Trochę prawda. Te animozje wynikają z zupełnie odmiennego stylu życia i innych norm zachowań. Mieszkańcy NYC myślą o Kalifornijczykach, że sa fałszywi i obłudni, bo ciągle się uśmiechaja, mówia sobie czesc na ulicy, pytaja wszystkich jak się miewają. Kalifornijczycy uważaja, że Nowojorczycy są niesympatyczni, bo tego nie robią. I ciągle trąbią na siebie podczas jazdy. Muszą więc być też bardzo znerwicowani. Nowy Jork myśli, że Kalifornia nie ma poczucia humoru i jest głupiutka, bo nie łapie ironicznych żarcików. A wszak ironia cechuje ludzi inteligentnych. W Kalifornii panuje przekonanie, że ironiczne komentarze mogą ranić, a zawoalowane szyderstwo bardziej cechuje frustratów. Mieszkancy obydwoch stanow maja inne zainteresowania, inaczej spędzaja czas wolny, bawią ich inne rzeczy. A wiadomo, każdy uważa swoją receptę na życie za tą jedyną właściwą.
17. W Kalifornii głównym językiem jest angielski.
Prawda ale prawdopodobnie zmieni się to w ciągu najbliższej dekady. Już teraz Latynosi przeważają liczebnie nad białymi w Los Angeles. Dla 30% osób pierwszym językiem jest hiszpański. Przyjmuje się, że Los Angeles jest drugim największym meksykańskim miastem (podobnie jak Chicago jest drugim największym polskim:) Angielski i hiszpański swobodnie się mieszają w południowej Kalifornii tworząc mix zwany „spanglish”.
18. Kalifonijczycy sa przewrażliwieni na punkcie marnowania wody.
W Kalifornii prawie zawsze panuje olbrzymia susza, czego skutkiem są pożary, szczególnie w miesiącach letnich i jesiennych. Jeśli więc przyjeprowadzicie się do Kalifornii, nauczycie się brać szybki prysznic i zakręcac wodę podczas mycia zębów.